Wszyscy jesteśmy ekshibicjonistami
No przynajmniej w cyfrowym świecie ( w tym prawdziwym pozwólcie że oceniać nie będę ). Co ciekawsze z jednej strony obnażamy się zupełnie świadomie publikując różne rzeczy pod swoimi imieniem i nazwiskiem a z drugiej robimy to zupełnie nieświadomie po prostu korzystając z narzędzi które nam dostarcza cyfrowy świat.
Można by było wręcz zażartować, że ten definicyjny ekshibicjonizm to mały pikuś w porównaniu z tym co wyrabiamy w sieci.
Już parę razy zdarzyło mi się popełnić wpis mówiący o zbieraniu informacji w sieci. O danych które zostają zbierane i przekazywane do mechanizmów oceniających nasza wartość rynkową, podatność na sugestie reklamowe, czy potrzeby wyrażane poprzez poszukiwania w sieci. Systemy te są już na tyle cwane, że po krótkim współżyciu z nimi nie dość, że zaczynają nas znać lepiej niż nasza najbliższa rodzina, ale czasem lepiej też niż my sami siebie (anegdota – w przepięknych i cudownych Stanach prowadzono niedawno badanie, z którego wyników wynikało, że o poważnych problemach zdrowotnych jako pierwsze dowiaduje się Google, na drugim miejscu lekarz a dopiero potem najbliżsi)
Co gorsze, na te wyciekające od nas informacje nie jesteśmy w stanie nic poradzić.
Ja wiem że są ludzie którzy noszą aluminiowe czapeczki, używają telefonów z ebonitu i mieszkają w klatce Faradaya ale nawet oni przed ta inwigilacją nie uciekną. No chyba że uciekną również przed resztą świata.
Bo kłopot polega na tym, że te wszystkie mechanizmy nie są takie głupie, by zwracać uwagę na to, czy osoba z którą się kontaktujemy ma ochotę na jakiekolwiek formy współistnienia z nami czy też nie.
Na pewno zwróciliście uwagę, że przy korzystaniu z Facebooka w którymś momencie zaczną Wam się pojawiać całkiem trafne podpowiedzi Waszych znajomych. Koleżanki i koledzy z pracy, znajomi ze studiów a czasem sąsiedzi z budynku. To mały sprytny gnom geograficzny w Facebooku zaczyna powiązywać Wasze lokalizacje geograficzne, cechy wspólne czy wspólne znajomości by zrealizować tajny plan o nazwie jak najmocniejszego powiązania Was z usługą Facebooka. Korzysta z tego co mu pokazaliście logując się do FB w miejscu pracy, czy czytając konkretne posty znajomych ( lub też i nieznajomych ). Troll jest co nieco zachłanny i pracowicie zdziera z Was kolejne warstwy ubrań by zobaczyć Wasze ( nagie i nieosłonięte ) dane.
Zapewne widzieliście sytuacje w której po tym jak Wasz współdomownik czegoś ostro szukał, wasze reklamy nagle zaczynają pokazywać wyszukiwane produkty ( bo to że reklamy zaczynają pokazywać produkty które przed chwilą szukaliście to już nudny standard ). Bo Google ma również podobnego trolla jak Facebook. Tyle, że Troll FB to mały piesek w porównaniu z tym drugim. Google ma trolla na sterydach i z mocno zaawansowanym ADHD. Ten to dopiero Was pilnuje. Zna Wasze pytania i wątpliwości, a jeśli macie którąkolwiek z usług Google na komórce ( to do właścicieli przenośnych jabłuszek, bo jeśli macie Androida to ….. ) to wie kiedy wstajecie, gdzie jeździcie i zapewne zna wszystkich Waszych znajomych.
Podobne trolle zatrudniają praktycznie wszystkie firmy mające dostęp do naszych danych, a coraz częściej ochotę na to mają też rządy i nazwijmy to wszelkiego rodzaju służby.
Bo wiecie, jeśli my pokażemy im wszystko o sobie, to już nic nie zostanie w sferze niepewności. Przynajmniej dla tych co mają dobrze wytresowanego troll-a.
Najgorsze jest to, że zasadniczo w tej wypowiedzi nie będzie puenty. Bo nie jesteście w stanie przed tym uciec. Owszem, można zrezygnować z Facebooka, zablokować Instagrama, odciąć się od wyszukiwarki Google, a map używać wyłącznie papierowych. Kłopot polega na tym, że to zadziała częściowo.
Nasz ekshibicjonizm w cyfrowym świecie już dawno przestał zależeć wyłącznie od nas. Tak i owszem, często za najbardziej jaskrawe przykłady wystawiania się na widok publiczny odpowiedzialni jesteśmy my sami ( to jest materiał na następny wpis ) ale w dużym stopniu jest to po prostu cena nazwijmy to postępu.
To że idąc do sklepu możemy zapłacić kartą, albo o zgrozo telefonem lub zegarkiem, wynika z tego że te systemy są ze sobą powiązane. By były powiązane bank, twórca aplikacji bankowej czy system na którym ta aplikacja pracuje musza ze sobą współpracować. Tak zgadliście… przekazywać sobie informacje o Was.
Jak jedziecie samochodem raczej spodziewacie się że nawigacja Was poprowadzi, a nie będzie pytała się gdzie jesteście. Czyli musi pobierać informacje o waszej pozycji, kierunku itp. To znowu wymaga współpracy na wielu poziomach.
Nawet kretyńskie zdjęcie wykonane smartfonem w chwili obecnej potrafi wywołać całkiem niezłe zamieszanie. Fakt że n koniec się cieszycie, że potem macie galerie zdjęć z konkretnego wyjazdu, z podpisem gdzie i kiedy było zrobione a na dodatek zabezpieczone przed utratą w jakiejś chmurze danych. W wersji ekstremalnej z dodana informacja kto na tych zdjęciach ze znajomych się znajduje.
Super. Elektronika nam ułatwia, pomaga i współpracuje. Robi to sama, i w tle. Nie angażując naszej uwagi, czasem tylko coś podpowiadając, albo zadając pytanie. I wszystko to robi za darmo, no może z małym dopiskiem drobnym drukiem.
Że w zamian za to, że ona nam ułatwi… to przy okazji się nas nauczy. Rozbierze nas do naga i oceni co warto o nas wiedzieć.
I co śmieszniejsze przez cały czas się na to zgadzamy. Może dla tego, że mamy już coraz mniejsze pole do manewru… i cóż.. może i dla tego, że jest to takie cholernie wygodne. A przecież tak naprawdę nic się złego nie dzieje…. Prawda?
Zresztą … nawet jak by się działo to co możemy z tym zrobić?
Hmmmm zawsze pozostaje jeszcze aluminiowa czapeczka……