Bieg Chomiczówki – czyli dzień na świeżym powietrzu.

Ciut o tej imprezie. Jest to bieg który historycznie odbywał się na terenie bielańskiego osiedla Chomiczówka w Warszawie. Ten bieg uliczny pierwszy raz odbył się w 1984 i od tego czasu odbywa się cyklicznie choć niekoniecznie zawsze w tym samym miejscu i terminie.  Ze względu na Covid tegoroczna edycja odbyła się na terenie Akademii Wychowania Fizycznego, po którego uliczkach prowadziła 15 kilometrowa trasa.

Może zacznę od tego, że cały ten dzień rozpoczął się chyba 24 godziny wcześniej gdy z głupia frant zadałem pytanie czy mogę przyjść na tą imprezę z dronem i aparatem by hobbistycznie porobić zdjęcia z biegu.

No chyba nie myśleliście, że biegłem ? No proszę. Ja jeśli chodzi o sport jestem dętka. Po przebiegnięciu kilometra szukał bym karetki i respiratora. Po 15 nie szukał bym już niczego, albo miałbym zawał, albo wypluł bym płuca.

Nie … na pewno nie starał bym się wkręcić na ta imprezę jako jej uczestnik, wybrałem wersje w której miał bym szansę przetrwać to wydarzenie.

Stąd wybór aparatu jako wejściówki na trasę. Tak sobie pomyślałem , że może komuś się do czegoś przydam, a sam będę miał z tego całkiem sporo zabawy.

Tak więc w słoneczną sobotę 12.02 o 11.00 stawiłem się na terenie AWFu z aparatem i dronem w plecaku.

Pozwolicie ze nie będę pisał kto wygrał .. jak szybko biegali itp. To znajdziecie zapewne na stronie i profilu FB biegu. Zresztą tak mi się troszkę wydaje, że dla dużej części uczestników tej imprezy, czas niekoniecznie miał jakiekolwiek znaczenie.

I to jest to o czym głównie chciałem tu napisać.

O atmosferze która panowała. Może to zasługa pogody, a może moje zaskoczenie wynikało wyłączenie z tego że nigdy w czymś takim nie brałem udziału. Może dlatego spodziewałem się, większego zadęcia, biegaczy prących przed siebie w pogoni za wynikiem i zaciętych twarzy. Spodziewałem się i cóż… nie zastałem tego.

No dobra, troszkę zawodników o stalowym wzroku wpatrzonym w sekundnik było. Ludzi którzy tą imprezę traktowali jako trening lub kwalifikacje do czegoś większego ( nie pytajcie mnie … nie wiem, w tym świecie nawet gościem nie jestem ). Zdecydowanie jednak większość z ludzi którzy tu przybyli mieli na celu po prostu przebiec te 15 kilometrów. Dla zdrowia, dla udowodnienia sobie że są w stanie, dla przyjemności … nie wiem, Ja się męczyłem od samego patrzenia, a jednocześnie możecie uwierzyć, że szczerze im dopingowałem. Bo widać było, że mają z tego pewną .. może czasem masochistyczną frajdę. Byłem pod wrażeniem widząc osoby dużo starsze ode mnie, które truchtały ramie w ramie z młodzieżą. Grupki trzymające się razem w których słychać było pogaduchy, lub samotnych ze słuchawkami na uszach i uśmiechem na twarzy biegnących w rytm ulubionej muzyki.

Cieszył mnie każdy uśmiech czy wyszczerz radości załapany jako „fotoreporter” pozdrowienia od nieznajomych czy gesty zwycięstwa od tych nieznanych mi ludzi. I powiem Wam że mimo tego, że nie biegłem, czułem z nimi jakąś dziwaczną więź. Czasem oczywiście miałem też radochę widząc wybałuszone ze zdziwienia oczy zawodnika, który mnie widział parę razy na w różnych miejscach na tym samym okrążeniu z aparatem w pozycji bojowej.

Nie mogę powiedzieć, że zazdrościłem tej pasji do biegu, bo jak już wcześniej powiedziałem, ja raczej nigdy takiej odległości nie przebiegnę ( chyba że zaliczymy dystans dzielony w czasie  mniej więcej miesiąca… ), a le rozumiałem ich zadowolenie po osiągnięciu linii mety. Taką wewnętrzną dumę z tego, że wytrwali w postanowieniu i osiągnęli założony cel.

I co z tego że byli kanciarze robiący szybkie myk pod barierką, co z tego że zdarzały się ponure miny i komentarze, że tu ślisko … tam żwirek oraz błotko i trasa dłuższa…. Ważne że nad terenem unosiło się mnóstwo pozytywnej energii której choć troszkę i mi się udzieliło.

Aaaa i koniecznie musze powiedzieć o ekipie ratowników. Która idealnie się ta atmosferę wpasowywała swoim dobrym humorem, radosna złośliwością i uśmiechami na twarzach. Podoba mi się nawet to że dwa razy usiłowali mnie przejechać karetką. Dawno tak pozytywnie zakręconej ekipy nie widziałem.

To był naprawdę dobry dzień. Pełen uśmiechu pogody i poczucia wspólnoty.

Dla mnie to był naprawdę fajny bieg w którym nie biegłem.

Ze względu na różne aspekty prawne dotyczące zdjęć osób które biegły podczas tej imprezy nie znajdziecie tu mojej relacji z biegu. W tym miejscu musza Wam wystarczyć zdjęcia z drona wykonane przy okazji. Na fotorelację zapraszam na stronę Biegu Chomiczówki tutaj:  39.Bieg Chomiczówki lub jak kto woli fanpage na FB. Poznacie po znaku wodnym które są moje i sami ocenicie co na ich temat sądzicie. Ja jestem całkiem zadowolony .. jak na pierwszy raz wyszło nieźle. To że parę razy fruwały brzydkie słowa pod adresem aparatu wynikało z tego, że mało mam doświadczenia z ujęciami tego typu i co pewien okres czasu mieliśmy z nim inne zdanie na to czemu robimy aktualnie zdjęcie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *