Mare Tranquillitatis
Święta, reklamowy czas miłości .. ciepła rodzinnego i radości…
Jakoś tego nie widzę
Ja robię już bokami. Myślałem że ostatni tydzień był kiepski, ale kolejny go przebił. Kolejne odrealnione pomysły i wymagania. Sprawy wymagające natychmiastowego załatwienia i pretensji, że nie rzuciłeś wszystkiego w diabły by załatwić tą jedną czyjąś sprawę. Ludzi którzy straszą wyimaginowanymi konsekwencjami bo uważają że znaleźli jelenia na którego zwalą własne potknięcia i frustracje. A już dzisiejszy dzień w którym od kolejnych pań z którymi współpracuje się od x lat słyszę że się nie znam, że one wiedzą jak mam wykonywać swoją pracę i zasadniczo jestem robolem do spełnienia ich widzimisię dość mocno nadwyrężył moje podejście do życia.
Koło 13 po kolejnym telefonie z pytaniem czemu „nie zajmuję się czyimś problemem tylko pomagam gdzieś indziej” patrzyłem już tylko na zegarek. By wyjść z roboty trzasnąć drzwiami samochodu i pojechać w cholerę. By zrobić to nie po to by się odciąć od rzeczywistości nie dlatego, że przed nią uciekam, tylko po to by pamiętać, że pomaganie ludziom jest naprawdę fajne. Że wszyscy mamy ciężkie dni i żyjemy w biegu i coraz trudniej nam o chęci zrozumienia drugiej strony.
Dziś po prostu powinienem posłuchać sam siebie. Do pracy jechałem już w kiepskim stanie, jakaś gorączka, ból głowy i inne syfy mówiły wyraźnie .. siedź w domu … weź na żądanie. A ja jak kretyn uparłem się że pójdę do roboty by zamknąć różne tematy przed weekendem.
Jak to było w pewnej książce .. trzeba słuchać swojego bebecha bo on wie najlepiej.
Z roku na rok, okres świąteczny coraz mniej przypomina widoczek z reklam. Świat który nas otacza drażni i stresuje, natłok nierealnych wymagań w pracy i w życiu prywatnym powoduje frustracje i pomału pękamy. Pękamy ze zmęczenia, ze złości i ze strachu przed jutrem.
W święta powinniśmy się cieszyć, ale o to też już coraz trudniej. Musimy zdążyć kupić prezenty, bo przecież w reklamach ciągle mówią że to najważniejsze bo tylko tak okazujemy naszą miłość. Musimy mieć koniecznie taki a nie inny stół z potrawami, wystrój i ubiór. Musimy pędzić i zdążyć, by coś załatwić, coś zrobić, coś dostać. Musimy pasować do wizerunku idealnych bo co w rodzinie o nas powiedzą.
W pracy u większości nas jest niewiele lepiej. Jak nie zamykanie finansów czy projektów, to planowanie przyszłego roku. Bajzel bo nagle okazuje się, że gdzieś wisi jakaś niezamknięta sprawa którą trzeba się zająć, lub zakup który należy zrealizować bo inaczej coś się spierdaczy.
Sam się czuję jak bym miał coraz większe problemy z uśmiechem, zachowaniem spokoju czy dystansu. Nie pamiętam kiedy normalnie się wyspałem bo ciągle natłok myśli o dniu kolejnym i wspomnień z dnia poprzedniego.
I ten cholerny wysiłek by w którymś momencie nie zrobić czegoś co by się żałowało.
Teraz patrzę na linijki tekstu w Wordzie i zastanawiam się po cholerę to napisałem.
By się poskarżyć na świat ? By ktoś mnie po główce pogłaskał i powiedział że kiedyś będzie lepiej ? By napisać o czymś co się dzieje tak naprawdę w bardzo wielu głowach i uświadomić sobie samemu że w żaden sposób nie jestem wyjątkowy ? Może by się po użalać nad sobą jaki to ja biedny jestem ?
A może by po prostu wyartykułować swoją frustrację i wywrzeszczeć w specyficzny sposób swoją złość i gniew.
Kiedyś jak byłem młody i głupi, wsiadłem w samochód i pojechałem … daleko od miasta, na puste pole… wrzeszczałem, darłem się aż zdarłem gardło. Musiałem wyglądać jak idiota.. ale pomogło. Teraz jak jestem starszy.. niekoniecznie mądrzejszy. Wiem że tak nie wypada. Że tak nie można.
Jak bym był w lepszej kondycji to może bym poszedł na siłownie… pobiegał lub zrobił cokolwiek by przepalić to co we mnie siedzi …. Przy tym stanie w jakim jestem obecnie mogło by się to skończyć zawałem albo innymi komplikacjami związanymi z OIOMem ( a to nawet teraz wydaje się zbyt ekstremalne )
Jak bym miał czas……. To pewnie nie siedział bym teraz nad kolejną aktualizacją jakiegoś serwera by gromadka ludzi mogła w poniedziałek spokojnie pracować.
Cóż życie.
Najchętniej zapakowało by się na jakąś łódkę i odpłynęło na jakieś morze spokoju, by przez chwilę zapomnieć o tym całym cholernym świecie.