Nad poprawność – część druga

I zapewne niestety  nie ostatnia

Kiedyś, po tym jak zostałem zmuszony do rozgrzebania tematu stron WWW oraz dopasowania ich do osób niepełnosprawnych, utyskiwałem nad tym, że o ile temat jest na pewno ważny o tyle tworzenie z niego najważniejszej funkcjonalności serwisu, jest po prostu wielu przypadkach  przegięciem pały.

Teraz poznęcam się nad czymś co śmiało wkroczyło na salony języka polskiego.

Feminatywy.

Od razu mały spoiler. Szanowne Panie, bardzo proszę zanim wyślecie w moim kierunku złe myśli, cegłówki i inne oznaki niezadowolenia, dajcie mi szanse i doczytajcie do końca. Może wyjdzie Wam, że jednak nie jestem aż tak beznadziejnym zakompleksionym samcem.  

Czym jest feminatyw ( swoja drogą kto jeszcze parę lat temu znał to słowo poza językoznawcami ), mówiąc w skrócie, jest to żeńska odmiana wyrazów, określających pełnioną funkcję, zawód, właściwości psychiczne lub fizyczne, przynależności itp. Najczęściej są one tworzone poprzez dodanie czegoś co się nazywa dzierżawczymi przyrostkami żeńskości, odpowiednich formantów lub sufiksów.

Niby wydaje się to nie być jakieś bardzo krytyczne dla wszechświata, ale nagle stało się to wyznacznikiem równouprawnienia i szacunku dla kobiet.

OK nie ma co ukrywać, że język polski, pod wieloma względami jest męsko osobowy, co jest średnio sprawiedliwe, ale promowanie na siłę odmian wyrazów wydawało by się nieodmiennych wydaję się być co nieco męczące.

No bo przepraszam, weźmy takiego kierowcę ….. przepraszam ,wolicie być Panie „kierownicą” czy „kierowczynią” idąc tematycznie przy słowie rajdowiec przyznaję się że wymiękłem. Pani „ministra” powoduje u mnie ciężka zapaść, a „chirurżka” zmusza do zmiany lekarza bo nie umiem wymówić specjalizacji. Nie ukrywam, że próbowałem też przerobić na wersję żeńską “gościa” co mnie prawie przekręciło, a “architektka” spowodowało, że koniec wyrazu wymówiłem nad wyraz wolno i ostrożnie co by język mi się nie zaplątał.

Dla sportu możecie też sobie utworzyć damską wersje „sekretarza redakcji”

I w tym momencie warto powiedzieć, czemu nagle powstało takie parcie na łamanie języka.

Otóż, zgodnie z czyjąś wykładnią, używanie męskiej formy przy funkcji lub zawodzie, deprecjonuje kobietę której to dotyczy.

Znaczy że „pani dyrektor” jest stwierdzeniem skłaniającym do mniejszego szacunku niż „pani dyrektorka”.

jak śledziłem wypowiedzi w tym temacie, to wychodzi na to, że przez całe życie byłem męskim szowinistą, chamem, burakiem i świnią, który nie doceniał ciężkiej pracy kobiet w otaczającym mnie świecie. Kolejne feministki grzmią z ekranu, że przez takie podejście kobiety są w gorszej pozycji, a używanie męskiej formy nazewniczej danego zawodu, wręcz odstrasza panie od próbowania w nim swych sił.

I o ile mogę się zgodzić ze stwierdzeniem, że jestem nieczułym chamem co nie rozumie sytuacji bo startuje z pozycji uprzywilejowanej, o tyle niestety nie mogę się zgodzić z twierdzeniem, że osoba która każe się tytułować „główną specjalistką” zdobywa więcej szacunku niż ta sama kobieta będąca „głównym specjalistą”.

Oczywiście, tu trafiamy na tłumaczenie, że jest to wyłącznie kwestia pewnego przyzwyczajenia i „osłuchania się” z nowym sformułowaniem ale….

Zastanawiam się czy to jest na pewno dobra droga do uzyskania szacunku i równego traktowania?

Czy przez przypadek wdrożenie takiego nieco nachalnego wdrożenia rozdziału płci na przykład w zawodach, nie spowoduje jeszcze większego konfliktu. Bo wiecie ….. kiedyś się szło do doktora …. I zasadniczo nie było to ważne czy za tym słowem była kobieta czy mężczyzna. A jak się pojawia nagle pani doktorka lub pan doktor….. to już … co innego.

Bo na mój mały rozumek to komuś się chyba pomyliło co jest meritum tego sporu.

Nazwa zawodu, czy też sposób jego oceny.

Nie wiem, czy osoba która ocenia kobietę poprzez pryzmat płci a nie kompetencji, w jakikolwiek sposób przejmie się tym, że do kobiety ma się zwrócić odpowiednią forma gramatyczną. Śmiem twierdzić, że wręcz zadziała to odwrotnie w stosunku do zamierzeń.

Wydaje mi się, że są zawody w których w naturalny sposób będą się pojawiały damskie odpowiedniki dotychczasowych nazw. Są informatyczki, kierowniczki ( od kierownika – nie mylić z kierowcą ), policjantki, lektorki czy pilotki ( tu jest ciut inny problem zresztą – bo za rzucenie tekstem “miałem taką pilotkę” będzie można zraz w pysk dostać przy szukaniu czapki ).

Formy te powstają w sposób naturalny i nie powodują ataku paniki u wymawiającego. Niektóre są nowe inne wracają z przeszłości.

Kłopot polega na tym, że w imię walki z niesprawiedliwością społeczną, ktoś sobie ubzdurał, że należy przeć tępo w tworzenie nowych form, bez zastanowienia się nad tym jak bardzo efekt końcowy staje się karykaturą zamierzonej idei.

Bo o ile większość znanych mi osób deklaruje, że nie widzi problemu w używaniu słów „prawniczka”, „lekarka”, „aptekarka” „pisarka” o tyle „żołnierka” i „premierka” budzi uśmiech. Zastanowił bym się też czy przez przypadek wyjechanie do kobiety sukcesu z tekstem że jest ona “dyrektorką” nie spowoduje większego zgrzytu niż sformułowanie “pani dyrektor”.

Jeszcze raz.

Wiem że to kwestia wychowania i przyzwyczajenia. Język polski jest androcentryczny i formy męskie wygrywają w bardzo wielu miejscach. Szczególnie tam gdzie z różnych powodów ( na przykład fizycznych lub zwyczajowych ) do tej pory pojawiali się głównie mężczyźni.

Jeszcze raz, dla mnie wyraz nie doda prestiżu i nie poprawi samooceny osoby która  jest nim określana.

W moim odczuciu, wręcz to słówko „pani” przed określeniem np. zawodu dodaje tego szacunku dla kobiety na danym stanowisku. Wyobrażacie sobie różnicę w wyrazie twarzy jak by kobietę na stanowisku profesorskim potraktować równo z mężczyzną? Skoro można powiedzieć „profesorze” to jednak za wyjechanie z „profesorko” można by się było zdziwić. I nie mówcie że zawsze się mówi „panie profesorze”.

Może naprawdę to nieuprzejme, małostkowe i nad wyraz miałkie, ale wydaje mi się, że najgłośniej o takie „wyrównanie szans” krzyczą osoby mocno zakompleksione, którym tak naprawdę nie chodzi o to by te szanse wyrównywać, tylko o to by za wszelką cenę zaznaczyć swoje istnienie i pokazać swoją wyższość nad szowinistycznym samcem.

Mówi się, że słowa mają siłę sprawczą. Że potrafią wykreować świat w którym żyjemy. Zastanawiam się, czy świat w którym najważniejszą sprawą dla równouprawnienia jest właśnie słowo czy nazwa, jest tym do czego powinniśmy dążyć. Czy kobieta która styka się z niesprawiedliwym traktowaniem ze względu na swoją płeć w danym zawodzie, będzie czuła się bardziej doceniana jeśli wymusi stosowanie prawidłowej formy gramatycznej nazwy swojego zawodu.

I tak po cichu się zastanawiam, czy cała ta akcja nie ma bardziej na celu wykorzystanie sytuacji w celu .. cóż .. ośmieszenia pewnych idei i osłabienia siły żeńskich ruchów społecznych.

Bo wiecie …. Potem teksty …
„Widzicie ? Oszołomki żądają dziwacznych i głupich nazw, jak potem brać na poważnie ich żądania o samostanowieniu i decydowaniu o życiu państwa. To przecież jakieś niepoważne jest”

Albo
„Niech mają te dziwne nazwy … potem nie będą mogły powiedzieć że nie idziemy na ustępstwa … niech się tym udławią”  

Może to cyniczne … ale ten świat jest coraz bardziej cyniczny.

OK .. na koniec dla odprężenia po tym dłuuugim tekście proszę :

Męską formę zawodu „przedszkolanka” ( w końcu równouprawnienie prawda? )

Damską wersje słowa „sportowiec”(sportsmenka się nie liczy), „drogowiec”, „drukarz”, „stolarz” oraz wspomniany „rajdowiec”. Miłej zabawy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *