Osoby nieludzkie…
Czyli rzecz o masowej histerii z powodu wypowiedzi profesora Bralczyka.
Której, muszę się przyznać nie rozumiem i mnie zdumiewa (znaczy tej histerii). I to nie tyle z powodu samych słów Profesora, co sposobu ich odbioru, oraz tego jak bardzo pewne idee stały się karykaturą samych siebie.
Nie mam psa, kota, ani innych zwierząt ( przynajmniej świadomie ) w domu. Nie dlatego, że ich nie lubię ( no ok .. ja i śierściuchy to sympatia nie jest ) ale dlatego, bo uważam że nie jestem w stanie zapewnić im tego, czego potrzebują. Za mało obecności w domu, za małe mieszkanie… powodów mógłbym wymieniać. Jednym z nich jest też to, że za bardzo się ze zwierzakami zżywam, i nawet z rybkami było mi się ciężko pożegnać.
Ale wychodzi mi, że jestem równie starej daty jak Profesor i pewne nowe podejście do tematu czym są zwierzęta w życiu ludzi jest dla mnie lekko …. dziwne.
Wybaczcie, ale przy całej mojej wrażliwości na krzywdę zwierząt, w momencie gdy ktoś stawia na równi człowieka i zwierzę, wydaje mi się, że coś jest nie tak. Przy czym może nie do końca chodzi o umniejszanie wagi zwierząt w naszym otoczeniu, tylko o umniejszanie wartości człowieka.
Ok, nie oszukujmy się, jedną z większych plag na ziemi jest Homo Sapiens. Jest to byt ewidentnie niszczycielski i samolubny jako gatunek, ale…..
Naprawdę uważacie że traktowanie ukochanego pieska na równi z dzieckiem jest normalne ?
Zawsze uważałem, że zwierzę w domu to nie tylko kumpel do zabawy, ale przede wszystkim odpowiedzialność. Odpowiedzialność za jego zdrowie, wychowanie i samopoczucie. Ale do głowy by mi nie przyszło, żeby to ubierać w słowa z gatunku „osoby nieludzkie”.
Jest o członek rodziny, którego rozpieszczamy i o którego musimy się troszczyć, i którego kochamy jak osobę nam bliską, ale jak usłyszałem że dzięki temu tworzy się rodzinę ponadgatunkową to mną lekko o ścianę rzuciło….
Przepraszam, i wiem, że parę osób może uznać mnie za nieczułego dinozaura, co nie rozumie zmian w świecie, ale dla mnie doszliśmy do poziomu w którym przestaliśmy myśleć o prawdziwej ochronie zwierząt, o ich prawach i obowiązkach człowieka ich względem.
Zaczęliśmy się skupiać nad kretyńskim biciem piany, w którym nie jest ważny zwierzak, tylko ideologia i słowa.
Przy czym zwracam uwagę na dla mnie najważniejszą w tej całej aferze. Profesor używał stwierdzeń „moim zdaniem”, „ja uważam” „nie pasuje mi”. Czyli wyrażał swój pogląd gdy został o coś zapytany.
Pogląd z którym można się zgodzić lub też nie.
Natomiast rozkręcenie z tego takiej afery, jak przetoczyła się przez portale i wszelkie informacyjne wykwity, to już przegięcie pały.
Bo zasadniczo, przepraszam ….. jeżeli kwestionujemy słowo „zdechł”, „morda” „żre” to przy słowach „pies”, „świnia”, lub wręcz o zgrozo „suka” powinno się pakować ludzi do pierdla bez weryfikowania o czym była mowa.
Bo gdzież ty szacunek dla osób nieludzkich, skoro nazywamy je „psem” ( a przypominam, że stwierdzenie Ty psie – jest mocno pejoratywne )
Prawda jest taka, że podczas tego całego zdarzenia, przestało mieć jakiekolwiek znaczenie czy pan profesor Bralczyk kocha zwierzęta czy nie, ważne było to że śmiał powiedzieć wprost coś, co w naszym politycznie nadpoprawnym świecie było afrontem.
I nagle na starszego pana wylały się wiadra pomyj od internetowych specjalistów, że nie wie co mówi, dyskryminuje zwierzęta i w ogóle obraża godność zwierząt. Że jest zdziadziały i nie rozumie, że język powinien podążać za duchem czasów, a obecny duch mówi że zwierzę jest równe człowiekowi.
Przy czym ciekawe jest to, że ogólnym złem jest to, że używając wyrazów przypisanych tradycyjnie do zwierząt ( bo to chyba ciężko zanegować, że słowa „zdychać” itp. to nie są nowe słowo twory ) człowiek niesłusznie wywyższa się nad zwierzętami.
Dla mnie ważne jest to, że w całym tym biciu piany, trochę nagle zrobiło się mało miejsca na tolerancje dla poglądów drugiej strony. Profesor nie namawiał do krzywdzenia zwierząt, mówił o tym że w języku polskim mamy słowa tradycyjnie przypisane do zwierząt, i te które raczej łączone są z człowieczeństwem.
W normalnym świecie, człowiek wzrusza ramionami i stwierdza, „ok, starszy pan tak uważa i niech mu będzie”. Czy po śmierci zwierzaka, użyje słowo że zdechł czy że umarł, zależy ode mnie. Smutek też jest mój.
Chcesz udawać że Twój pies to prawie człowiek … dla mnie to dziwne, ale ok … szanuje Twoje poglądy….. i akceptuje to póki nie starasz mi tego narzucić.
Ja przez cały czas jednak mając przed sobą sytuacje w której musiał bym wartościować człowieka czy zwierzę, wybrał bym człowieka. I nie dlatego, że zwierząt nie szanuje i nie dbam o nie, po prostu .. no nie wiem .. nazwijcie że to taki gatunkizm.
Można by było pójść w teorie o „lewackim ataku na godność człowieka którego chcą z psem zrównać”, czy o „ideologiach popierających deprawacje międzygatunkowe”, ale ja liczę na to że to po prostu głupota. Coś co miało być czymś dobrym w swym zamyśle, a zmigrowało w rejony tak absurdalne, że stało się karykaturą.
Bo o ile widząc osoby bezinteresownie dbające o zwierzęta, pracujące nad ich ochroną, czuje szacunek, o tyle słysząc kogoś perorującego, że ważne jest by nie mówić że „zwierze” co ma „mordę” i „zdechnie” a „osoba nieludzka” o „twarzy” która „umrze”, jakoś tego szacunku nie czuje. Jakoś czuje, że dla takiej osoby ważniejszy jest jej wizerunek, słowa wypowiadane jako mądrość objawiona i to jak ją wypadnie w mediach, niż szczęście zwierząt.
Mam nadzieję, że się mylę.