Powrót z drugiej strony ….
Pięć tygodni temu wróciłem ze szpitala po przejściu COVID. Tygodni w których od nowa poznawałem jak działa mój organizm i co to znaczy normalność. Taka nowa normalność.
Taka w której wejście na trzecie piętro powoduje zadyszkę, dłuższa rozmowa zatyka, a minimalny wysiłek zmusza do wymiany podkoszulki. Tak, z każdym tygodniem jest coraz lepiej, z każdym tygodniem czuje się pewniej, ale ciągle to nie to co było. Od kolejnych lekarzy słyszę ciągle, że to normalne i że tak będzie. Ile ? no tego to jeszcze nie usłyszałem, może tygodnie, może miesiące. Taki urok tej choroby, że zostawia po sobie taką pamiątkę. Zresztą z tego co słyszałem jedną z wielu, u mnie na szczęście nic ciekawego do tej pory nic nie znaleźli ale możliwości jest sporo. Pulmonologia na start, potem kardio aż do neurologii.
Po prostu kupa radochy jak na chorobę której według niektórych nie ma. Jak na chorobę przy której już dwukrotnie usłyszałem, że zasadniczo powinienem cieszyć się z tego jak to się to u mnie skończyło. Że przeżyłem. W tym najbardziej podstawowym znaczeniu.
To zmienia optykę.
Inna sprawą jest reakcja otoczenia. Z jednej strony naprawdę wzrusza mnie reakcja ludzi, którzy na mój widok cieszą z mojego powrotu. Czuć, że może faktycznie nie jest ze mną tak źle i da się mnie lubić. To niesamowite uczucie, widzieć radość drugiego człowieka na sam fakt twojej obecności, i usłyszeć „fajnie że jesteś” „martwiliśmy się o ciebie”. To w połączeniu za tą pomoc której doświadczyłem podczas swojej choroby powoduje u mnie na prawdę niesamowita wdzięczność której po prostu nie jestem w stanie wyrazić.
Oczywiście są tez inni ludzie, tacy którzy na mój widok przechodzą na druga stronę ulicy i starają się omijać mnie szerokim łukiem. Nie ma co ukrywać, że na osiedlu miałem obsługę z pełna pompą, dwa razy zabrany i dwa razy odwożony karetką ( z czego zabierany na bombach ) robi szacunek na dzielni i rozkręca wyobraźnię i pewnie rodzi ploty. Nie żeby mnie to jakoś obchodziło, bo ci ludzie sami sobie wystawiają świadectwo ale z dzienni karskiego obowiązku warto wspomnieć.
Już raz to pisałem. Nie lekceważcie tego cholerstwa. Uważacie ( tak jak ja uważałem ), że ten cały COVID to taka poważniejsza grypa, przejdziecie i koniec. Będzie dobrze. Wiecie … oby. Ja już się nasłuchałem od kolejnych lekarzy, jak bardzo nie wiadomo jakie mogą być powikłania również o tych mało i bez objawowych. Jeden z lekarzy z którym rozmawiałem wręcz stwierdził że właśnie tacy są bardziej narażenie na późniejsze problemy, bo nawet nie wiedzą, że warto by było zrobić sobie jakiś przegląd. Od jednego z lekarzy usłyszałem wręcz, że należało by po przejściu tej choroby wszystkim robić badania, ale potem wróciliśmy do naszej narodowej rzeczywistości i zapadła chwila ciszy.
Jestem po COVID. Mam spokój na pewien okres czasu. Podobno 3 – 4 miesiące raczej nie ma szansy na powrót tej choroby. Choć tu też nic pewnego, nikt nie zapewni i nie obieca. Teraz musze uważać na wszystko inne co by mnie mogło zmacerować bo odporność mam na poziomie gruntu, a moja wiara w służbę zdrowia jako organizację u mnie chwilowo nie istnieje.
Czas otworzyć pierwsze od dwu miesięcy piwo. Wasze zdrowie kochani, dziękuję że jesteście !