Proszę…
Po tym co słyszę od Was, znajomych i przyjaciół postanowiłem sobie, że jeszcze ostatni raz wrócę do swojej choroby. Data jest dobra bo dziś mija dokładnie 3 miesiące, od kiedy wyszedłem ze szpitala po Covid-19.
Po tych trzech miesiącach, tak na prawdę walka z pozostałościami choroby się nie skończyła. Na szczęście z tego co mówią lekarze nie mam jakiś poważnych powikłań, pozostały niesamowite osłabienie, ciągły ucisk w klatce piersiowej i ciągły lęk, że to cholerstwo może wrócić. Natomiast jestem pod opieka lekarzy, pilnuje tego co się ze mną dzieję i nie lekceważę tego co sie wydarzyło.
I wiecie co ? To jest coś czego brakuje, w wielu opowieściach które słyszę. Mnie w szpitalu uczulili, że to nie koniec… że trzeba się pilnować. Ci co przechorowali to w domu pod “opieką” lekarzy domowych, są pozostawieni sami sobie. W większości przypadków nie zdaja sobie z tego sprawy, jakie konsekwencje może za sobą nieść ta choroba, i tego że przechorowanie jej, bynajmniej nie jest końcem zabawy. Nikt nie raczy powiedzieć głośno, że to że ktoś kto dał radę przetrzymać to w domu, nie ma gwarancji na brak powikłań. Dostaje się status ozdrowieńca i fajrant.
A to niestety nie tak, z rozmów z lekarzami wychodzi mi dość ponury obraz możliwych powikłań w układzie krwionośnym ( głównie serce ), oddechowym czy neurologicznym. Lęki i depresje, które zmiatają dotychczasowy poukładany świat pojawiające się nagle. To wszystko potrafi dać naprawdę wredną mieszankę z której cholernie ciężko się wyrwać…. szczególnie jak się o niej nie wie.
I dlatego mam taki apel moi drodzy. Przeszliście tą chorobę ? Weźcie się przebadajcie. Zróbcie kompleksowy przegląd, jak w aucie po wypadku ( jakoś nie wiem dlaczego mam takie skojarzenia ). Wiem że w naszym państwie nie jest to proste, ale podstawowa kardiologia… chociażby przegadanie sprawy z pulmonologiem, a jak świat zaczyna przytłaczać – to neurolog lub psycholog. Nie dajcie się walkowerem. A w szczególności jak cokolwiek Was zacznie niepokoić.
Trzymajcie się …
Idę na piwo.
.
.
do kuchni