Facebook – odźwierny i naganiacz

( Uwaga: tekst pisany na podstawie własnych obserwacji, bez potwierdzenia w dokumentacji lub artykułach )

Dziś obiecuje że będzie krócej niż ostatni artykuł w tym temacie ( ciekawe czy ktokolwiek wytrwał i przeczytał całość 😊 ). Dzisiaj popiszę o drugim algorytmie który z nami współpracuje w codziennym życiu na Facebooku. Będzie nim odźwierny. Taki sympatyczny gość stojący przy wejściu do naszego konta i decydujący kto może do nas zajrzeć a kto nie. Na odźwiernego wpływa całkiem sporo rzeczy na które mamy sami wpływ, i równie dużo takich, z którymi mamy do czynienia wyłącznie pośrednio.

Najważniejszym elementem definiującym charakter tego pomocnika są ustawienia prywatności naszego konta. Czy można je wyszukiwać, po jakich ustawieniach itp… Oczywiście równie krytyczne jest to co wpiszemy sobie w profil….. jeżeli bzdury, to nasz odźwierny będzie się takimi bzdurami posługiwał w kontakcie ze światem. Będzie mówił że mieszkamy w Nowym Yorku mimo że mieszkamy w Pszczynie, chwalił się zainteresowaniami obejmującymi balet rosyjski podczas gdy jesteśmy zwolennikami rugby.

W skrócie, to co napiszemy w informacjach profilowych jest dla odźwiernego święte i tym nas identyfikuje przed innymi użytkownikami Facebooka. Nasz odźwierny jest jeszcze na tyle cwany, że potrafi dogadywać się z odźwiernym pozostałych użytkowników. Jeśli udostępniliśmy Facebookowi nasza listę kontaktów ( na przykład po przez Messengera ) sięga on do tej listy kontaktowej i sprawdza czy nie ma jakiegoś z kontaktów w bazie serwisu. Jeśli jest – próbuje nawiązać kontakt weryfikując ustawienia prywatności drugiej strony i oferując nam i naszemu kontaktowi dodanie nas do znajomych. Jeśli nie ma listy kontaktowej, to spróbuje powiązać nas ze znajomymi znajomych, z osobami w podobnej lokalizacji geograficznej, miejscu zatrudnienia itp… Ogólnie zachowuje się z lekka jak ciekawski szczeniak który kombinuje kogo by tu jeszcze zaczepić.

Ciekawie robi się wtedy jak nasz odźwierny zaczyna się nudzić. Jaki już parę razy wspominałem, zafundowałem sobie przerwę w korzystaniu z Facebooka. Praktycznie dwa tygodnie nie zajrzałem do serwisu, a kolejne miesiące, zaglądałem sporadycznie. Mój odźwierny zaczął się nudzić.

Pierwsze dwa tygodnie zasadniczo nic ciekawego się nie działo, po miesiącu, coraz częściej pojawiały mi się monity, że „mogę kogoś znać”. Początkowo to ignorowałem, potem sprawa mnie zaciekawiła. Już kiedyś o tym pisałem, nie dość że profil proponowanych osób był dość specyficzny to jeszcze absurdalność propozycji była naprawdę fascynująca. Po pierwsze chyba nie skłamię, jeśli powiem że 90% propozycji dotyczył płci w stosunku do mnie przeciwnej, dobre 80% z tych propozycji stanowiły dziewczyny młodsze ode mnie i cóż…. takie które można uznać za dość atrakcyjne. Ciekawe jest to, że większość z tych osób nie miała ze mną ŻADNEGO powiązania. Jak dobrze poszło, pokazywało się, że mamy wspólnego pojedynczego znajomego, a tak poza tym… ani miejsce, ani praca, a czasem nawet nie ten kontynent i język.

Odźwierny zmienił się w Naganiacza.

Algorytm prawdopodobnie uznał, że znudziłem się Facebookiem i starał się „zachęcić” mnie do powrotu. W sposób najbardziej oczywisty i prosty. Podsyłając mi nowych znajomych którzy mnie mogą zainteresować. To że robił to w dość, ehm …. nieokrzesany sposób, to fajny temat na kolejny felieton ( o uprzedzeniach świadomie i nieświadomie implementowanych w oprogramowaniu ) to jedna sprawa, inna jest, że ciekaw jestem na jaki odsetek populacji to działa.

Nie ma co ukrywać Facebook „żyje” ze swoich użytkowników. Pod tym względem przypomina z lekka pasożyta który z jednej strony zabiera nam czas z drugiej karmi się naszymi danymi i prywatnością. Można by niby go zakwalifikować jako symbionta, gdyż w zamian otrzymujemy możliwość komunikacji i dzielenia się życiem z innymi ale nie do końca jestem pewien, czy ta symbioza na pewno jest na równych warunkach.
Jedno jest pewne, czy pasożyt, czy symbiont potrzebuje swojego karmiciela. Potrzebuje tego żywego organizmu który go nakarmi. Jak ten żywy organizm zaczyna się oddalać, pojawia się nasz odźwierny, który nagle dostaje ADHD i za wszelką cenę stara się byśmy wrócili. Ja bym też się starał… bo wiecie… nie ma żywiciela… nie ma odźwiernego….. Nie ma nas… nie ma Facebooka.

I to jest najśmieszniejsze. Tak strasznie co poniektórzy gardłują, nad tym jak Facebook wykorzystuje swoja pozycję i że trzeba go prawnie ograniczać. A wystarczyło by tak naprawdę się z nim po prostu pożegnać. I ze znajomymi się spotkać lub po prostu do nich zadzwonić

Aha. Mój odźwierny znowu założył ulubione pluszowe bambosze i stał się sympatycznym, dobrodusznym fajtłapą. Ostatnio z obowiązku podrzucił mi jakiś nowy kontakt, ale to ewidentnie z poczucia obowiązku. Poza tym się nie narzuca. Zerka mi czasem tylko przez ramię, czy nie zapomnę chociaż raz na dwa dni zajrzeć do FB.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *