Świat bezbłędnych
Mamy teraz śmieszny świat. W którym nikt nie popełnia błędów, wszyscy są idealni ( lub do ideału im blisko ) a jedynym powodem przez który coś się nie uda są obiektywne trudności lub ktoś inny. W świecie tym nie ma miejsca na potknięcia, pomyłki czy wpadki. W świecie tym jedynym realnym rozwiązaniem jest pełen sukces.
Przynajmniej w głowie realizującego zadanie.
Problemem się staje gdy ta błyskotliwa i bezbłędna osoba jest zahaczona na stanowisku menadżerskim lub zarządzającym. A już w ogóle jajecznie się robi jak stanie się politykiem z pierwszych stron gazet.
W takiej sytuacji dochodzimy do sytuacji w której biedny stary Einstein poczuł by się zaskoczony jak bardzo elastyczna jest nasza osnowa rzeczywistości. Jak bardzo da się nagiąć i zrelatywizować otaczający nas świat by móc ogłosić sukces. Jak wiele czarnych dziur krąży po naszym świece w których znikają niewygodne dla takich osób informacje.
I już zupełnie pomijam fakt, jak decyzje takich ludzi wpływają na innych osadzonych w ciut mniej optymistycznej czasoprzestrzeni.
Przyznam się, że coraz trudniej mi jest się odnaleźć w świecie w którym podąża się w kierunku samorealizacji, samozadowolenia i samozachwytu, w którym najważniejsze jest własne dowartościowanie się. W którym im bardziej dana osoba „ma władzę” tym bardziej oddala się od normalnego świata szarych ludzi.
Inna sprawa że ci szarzy ludzie często w tym pomagają, szepcząc w pilnie nadstawione ucho komplementy oraz tylko to co właściciel ucha chce usłyszeć.
Coraz modniejsze jest prawienie sztucznych komplementów i fałszywych pochlebstw, a stwierdzenie „konstruktywna krytyka” staje się czymś tak realnym jak smoki.
Wciskają nam do głowy że dzieci nie wolno krytykować bo to zniszczy ich psychikę, nie można powiedzieć przełożonemu że się myli, bo może nas wylać ( no i może… fakt …. pytanie czy chce nam się pracować w atmosferze fikcji literackiej ) a w kontaktach międzyludzkich trzeba prawić wyłącznie komplementy bo druga strona może się obrazić. Zapomina się o tym, że krytyka niekoniecznie ma znaczenie pejoratywne, nie zawsze jest czymś co z założenia jest złe. Dla mnie jeśli dziecko wykonuje coś poniżej swoich możliwości, czy olewa temat, to raczej nie powinno być chwalone za wspaniałe osiągnięcia. Jak ktoś na stanowisku kierowniczym się myli to nie znaczy, że mamy schować głowę w piasek i czekać aż przysłowiowe G… trafi w wentylator”. Kolega lub koleżanka lub kolega zachowują się głupio to nie piejemy z zachwytu nad ich rozwagą.
Nie chodzi o to by nie krytykować. Ważne o to by ta krytyka coś za sobą niosła. By nie skończyło się na krytyce jako takiej, tylko by wskazać możliwe rozwiązania, podpowiedzieć co można naprawić. Krytyka powinna się wiązać z tym, że zainteresujemy się tematem i będziemy nie przypieprzyć się …… tylko pomóc.
Ale takie wgryzanie się w temat to teraz też jest niemodne. Wymaga wysiłku i zaangażowania.
A tak … szybko ładnie i przyjemnie dla wszystkich stron. Należy porozpływać się w zachwytach nad bohomazem który w nas wzbudza drgawki, pogratulować osiągnięć które nic nie znaczą i przytakiwać z zapałem jak ktoś mówi bzdury. Świat staje się wtedy taki piękny i cudowny.
I tylko nagle następuje zgrzyt gdy świat brutalnie weryfikuje te stwierdzenia.
Gdy cudowne dziecko przestaje być takie najwspanialsze i musi sią zacząć starać, projekt nie wypali a znajomym sytuacja wybucha w twarz.
Pojawia się to zaskoczenie, ten szok, że przecież wszyscy mówili, że idzie tak cudownie. Wszyscy tak potakiwali, że będzie cudownie. Ci obezwładnieni dążeniem do własnej wspaniałości zderzają się nagle z faktem, że coś nie poszło i zaczyna się szopka.
Szukanie winnych, tłumaczenia, że to nie od nich zależało, że tego się nie dało przewidzieć.
Bo w idealnym świecie w którym nikt się nie pomyli nie ma już miejsca na słowa „przepraszam” „zawaliłem/zawaliłam”, „nie wyszło” czy inne formy przyznania się do winy. Zrobienia tego czegoś co w chwili obecnej jest tak nie modne. Wzięcie na siebie odpowiedzialności za swoje własne czyny. Przyznanie się do tego, że się nie jest nieomylnym.
Tego robić nie wolno w obecnym świecie. Tłumaczą się słabi i frajerzy… człowiek sukcesu szuka jelenia na którego zwali swoje niepowodzenie.
Czasem jest to śmieszne dla osób patrzących z boku na sytuacje, czasem żałosne. I jeszcze pół biedy jak tak naprawdę głównym poszkodowanym jest ten idealny i bezbłędny człowiek. Gorzej, gdy konsekwencje tej nieomylności ponoszą inni.
Inna zupełnie sprawa jest taka, że jak już pojawi się jakiś społecznie nieprzystosowany człowieczek, skłonny do tego by uznać własną niedoskonałość, spotyka się zaskoczeniem drugiej strony. Która staje przed tym niesamowitym faktem, że ktoś powiedział dziwne, obco dla jego ucha brzmiące słowo, i niespodziewanie nie próbuje zamieść pod dywan swoich błędów.
Świat obecnie dąży do optymalizacji w której błędy są elementem obniżającym ogólna wydajność ( i bezwzględnie są one wtedy rozliczane ) co więcej, przyznanie się do błędu obniża „wartość” człowieka w oczach innych ludzi. Błędy są czymś, czego nie to, że powinno się unikać… błędy i pomyłki stają się słabością przed którą należy uciec bo ktoś może kiedyś to wykorzystać.
Coraz więcej osób zaczyna czuć, że słowa odpowiedzialność, pomyłka czy konsekwencje są czymś przed czym należy bezwzględnie uciekać. Zastąpić je wyparciem i wskazaniem obiektywnych powodów dla których dana sprawa musiała się tak skończyć jak się skończyła. Co ciekawsze będą oni również utwierdzani w przekonaniu o tym, przez całą zgraję chętnych klakierów, którzy w imię bezstresowych relacji towarzyskich, nigdy w życiu nie odważą się skrytykować naszego nieomylnego człowieka ( no chyba że za jego plecami …. wtedy to paaaaaaaaaaaaaaaaaaaanie )
I tak nakręca się spirala fałszywej lojalności, radosnego potakiwania i głaskania po główce. Rosną pokolenia zanurzonych w poczuciu własnej nieomylności i nie popełniających w swoim mniemaniu błędów. Firmami rządzą ludzie którym nikt nie śmie zwrócić uwagi, że gadają głupoty a w politykę ładują się tacy, których głównym celem jest osiągnięcie własnego szczęścia i podreperowanie ego.
I tylko powiem Wam , że jestem trochę przerażony, bo ja jakoś nie umiem się odnaleźć wśród tych bezbłędnych i przekonanych o własnej nieomylności ludzi. I czuje się mocno nie na miejscu używając słów „przepraszam” i „moja wina”, bo spora część ludzi reaguje na to z niedowierzaniem i zdziwieniem. Zupełnie jak bym sobie z nich jaja robił.