2023…. był, minął….
Pierwszy raz skasowałem połowę artykułu który napisałem.
Wróć…. Nie połowę, cały pójdzie do śmietnika..
Sylwestrowa rozmowa, trochę przemyśleń i parę decyzji podjętych.
Jak kolwiek by to nie zabrzmiało wprowadzam cenzurę. Cenzurę na pewien typ wypowiedzi.
Zmienił się kalendarz na szafce i czas się zmusić by o pewnych rzeczach, nie tyle zapomnieć, bo tego się nie da. Tak jak nie da się wypełnić pustki w dużym pokoju u rodziców. To zostanie we mnie jako wspomnienie i jako nauka. Nie zapomnieć, ale by zacząć to traktować jak coś co się wydarzyło i stało częścią wspomnień. Jak wszystko co złe w naszym życiu.
Może czas wrócić do tych bardziej pozytywnych wspomnień zeszłego roku, bo tego też troszkę się uzbiera.
Nie będzie o wsparciu ze strony bliskich, przyjaciół, znajomych … choć w sumie to jedno z bardziej wzruszających wspomnień zeszłego roku, o życiu prywatnym też nie będzie, bo z całym szacunkiem to nie miejsce na takie rzeczy.
Nie będzie też o polityce… choć to co się wydarzyło na jesieni, jest dla mnie czymś co długo zapamiętam. I to nie dlatego, że do głosu doszła grupa która ideologicznie jest mi bliższa. Po prostu drugi czy trzeci raz za mojego życia zobaczyłem jak bardzo potrafimy się obudzić z marazmu i pójść wykonać coś co jest naszym przywilejem i obowiązkiem za razem. I nie ważne na kogo głosowaliśmy. KO,PIS, Lewica czy konfederacja…. Ważne, że poszliśmy zagłosować.
No dobra…. O czym więc napiszę ?
O moich zeszłorocznych upadkach i wzlotach jeśli chodzi o to co tak lubię.
Cóż … jeśli chodzi o upadki, to moje konto na Instagramie upadło i podnieść się nie może. Ewidentnie tak mocno się potłukło, że obolałe leży i piszczy. Po chyba dwu latach udało mi się dorobić całe dwustu pięćdziesięciu ( jak napiszę słownie to będzie mniej śmiesznie wyglądać ) obserwujących, których to mam chyb głównie dlatego, że nie chce im się mnie usunąć. Jak dobrze się przyjrzę, to w przeciągu ostatnich dwu miesięcy przybyło mi całego jednego ludzia co ma ochotę patrzeć na moje wysiłki tfurcze, natomiast uciekło trzech. Arytmetyka jest nieubłagana i sugeruje, że w tym tempie konto ulegnie samozaoraniu w cięgu 13 lat co uważam za niezły wynik.
Cóż tak na poważnie nie ma co ukrywać, że od połowy roku nie było to miejsce w którym odznaczałem się regularnością. Idąc myślą przewodnią mojego znajomego który twierdzi, że w Insta musi być „albo zajebisty content albo cycki”, u mnie nie ma nic co by mogło przyciągnąć obserwujących.
Plan na ten rok, no cóż… może troszkę ogarnąć się w tym miejscu ….. albo pożegnać Instagrama. Cycków nie będzie a content… cóż jak już same zdjęcia nie wystarczają, to jak nic nie wymyślę to po co się dołować ?
Natomiast ciekawie się zadziało w rejonie filmowym.
Na YouTube powiedziałbym że coś drgnęło. Znaczy wróć.. nie żebym się jakiś specjalnie oglądany zrobił. Po prostu jestem na tym etapie, że jak mam filmy które w ogóle ktoś ogląda, to jestem zadowolony. A tu coś się troszkę kręci.
Bajki obejrzało łącznie około 400 osób a ostatni filmik z gór izerskich ponad 200. Pozostałe to 40 – 50 osób.
Pewnie Was tymi „osiągnięciami” troszkę rozbawiłem, ale ja osobiście jestem całkiem zadowolony. Po pierwsze, ze względu na fakt, że w żaden sposób się nie promuje, a i zapewne wszelkie opisy i tagowania robię ułomne.
Po drugie – zgodnie z tym co piszą wszelkie poradniki moje filmu nie mają praktycznie żadnej szansy jeśli chodzi o jakąś większą popularność.
Po prostu są za długie i zbyt nudne. Nie nie nie… to nie jest żadne smęcenie, tylko wnioski płynące z mądrych influencerskich źródeł.
Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, że największą szansę na oglądalność mają filmy z szybkim montażem, o długości do dwu minut i dynamiczną muzyką. Jak by nie patrzeć 90% moich się nie łapie. Cóż, jako ta niedoceniana wielka gwiazda, musze przyznać, że nie dość, iż sobie wybrałem dość specyficzny gatunek muzyki to jeszcze na dodatek nudnawe ( dla dużej części obecnych odbiorców ) tematycznie filmy mam. Nic śmiesznego, żadnych kotków czy cy..ok .. odpuszczę. Krajobrazy i przyroda, mnie uspokaja, ale niestety wielu nudzi. Zresztą daje się to odczuć na szlakach jak widzimy ludzi którzy poszli nie po to by pobyć z przyroda tylko by walnąć sobie samojebkę w influencerskim must have.
Dlatego ja, powiem szczerze jestem zadowolony z tych parudziesięciu osób które moje filmy obejrzało. No przynajmniej pewną część filmu.
Co do żywicy… cóż… jest dobrze pod paroma względami ( będę się jeszcze w tym tygodniu chwalił ), choć sam temat nieco przygasł. Z jednej strony brak czasu bo pojawiły się ważniejsze do roboty rzeczy, z drugiej brak weny.
Bo wychodzę z założenia, że robię to dl przyjemności, by stworzyć coś fajnego i jednocześnie da te chwilę by przy „pracy” się odprężyć. A niestety do tego potrzebuję jak się okazuje mieć w głowie choć trochę spokoju i potrzeby tworzenia. A tego niestety zabrakło. Tak zrobiłem nieszczęsne blaty pod stoliki barowe ale to już było trochę siłą rozpędu. Potem ile razy nie próbowałem, tyle razy nie było tego czegoś co chciałbym pokazać i pochwalić się.
W końcu .. .cóż .. brutalna ekonomia powiedziała, że jak mam dalej marnować kochane pieniążki na kolejne litry żywicy, to chyba należało by dokładnie przemyśleć parę rzeczy.
Czy do żywicy wrócę? Zapewne tak. Czy w tym roku, co się pojawi … nie wiem … wiem że co pewien czas mi odbija i coś robię. Tak jak te świąteczne szachy.
Mówiłem, że będę się czymś chwalił prawda?
Cóż, tutaj powinien nastąpić akapit o tym co będzie w tym roku.
Powinien, ale nie nastąpi, bo tak naprawdę ciężko powiedzieć co się będzie działo. 2023 był zaplanowany i spora część planów nie wytrzymała kontaktu z rzeczywistością. Na pewno chciałbym więcej pobiegać z dronem i aparatem. Nie ukrywam, że to daje mi wytchnienie i odskocznie od codzienności. Jakieś pomysły już są, ale co z tego uda się zrealizować ? Ciężko wyczuć. Tym bardziej, że ostatnio do standardowych problemów logistycznych, zwanych brakiem czasu, doszedł jeszcze jeden.
Porąbało tą pogodę chyba. Jak nie pizga to pada. No litości. Nie dość, że się nie chce nosa z domu wychylić, to jeszcze nie ma po co bo dronem latać się po prostu nie da, a aparatu szkoda.
Jak bym miał brać na przykład dzisiejszy dzień jako wróżbę to kiepsko mi się zapowiada. Bo tak sobie myślałem że wykorzystam dzień wolny na szlajanie się po okolicy by mieć nowe fotki na rozpoczęcie roku, a po wyjrzeniu za okno zabrałem się za robotę. Teraz jak skończę to pisać, mam w planach posprzątać samochód ogarnąć parę zakupów które odkładałem ostatnio i wrócić do ciepłego mieszkanka by ….. popracować dalej. Bo wiecie, roczne backupy same się nie zrobią, konta nie pozakładają a aplikacje nie stworzą. Bo jak widzę co się dzieje za oknem, to nawet robota wygrywa z wyjściem na dwór.