( Kolejne ) greckie wakacje
Nie ma co ukrywać, klimat Chorwacji i Grecji mi w osobliwy sposób pasuje. I nie mówię tu o temperaturze i słońcu przed którym z natury raczej uciekam, ale o pewnego rodzaju tumiwisizmie tam panującym. A co najważniejsze, patrząc oczami turysty, zupełnie innym, bardziej wyluzowanym podejściu do życia.
Pamiętajcie, że mówię to z punktu widzenia turysty, nie obeznanego z codziennym życiem greckiej rodziny, czy funkcjonowaniem w tym społeczeństwie. Na pewno za tą fasadą istnieje dużo mniej pozytywnych historii i odczuć ale z mojego punktu widzenia…….
Odświeżające jest przebywanie w miejscu w którym mało kto pędzi…
Oczywiście nie ma co ukrywać że pewien wpływ na to ma fakt, iż przy 35 stopniach w cieniu standardowy homo sapiens nie ma zbytnio sił by się jakoś energiczniej ruszać a co dopiero śpieszyć, ale w odbiorze to nie ma znaczenia.
Życie toczy się leniwie i bez spiny, ludzie są zazwyczaj życzliwi i bezproblemowi, a większość chaosu wprowadzają turyści …
Podobnie się dzieje na drogach…
Prowadzenie samochodu na Korfu jest ciekawym przeżyciem. Umówmy się, nie polecam tego miejsca nikomu kto właśnie odebrał prawo jazdy, jak również do jazdy po nocy. Z jednej strony po przejażdżce jedną z głównych dróg Korfu doceniłem polskie drogi wojewódzkie, z drugiej powiedzmy delikatnie przestrzeganie przepisów przez Greków jest kwestią mocno umowną.
Inaczej
Grecy zachowują się na drodze tak, jakby przepisy stanowiły pewnego rodzaju zbiór wskazówek co do zachowania na drodze, które można ale nie trzeba stosować.
Najlepszy przykład – podwójna ciągła.
Jeżeli u Nich znaczy to samo co u nas, to 90% tambylców ma albo na ten przepis wywalone, albo selektywna ślepotę, bo po pierwszej godzinie za kółkiem już się zaimpregnowałem na widok samochodu mknącego z „podwójną” pomiędzy kołami wymijającego pełznące skutery.
Inna sprawa że słowo „mknącego” też nie do końca pasuje do sytuacji. Nie dość że większość dróg jest kręta i pełna serpentyn, to na dodatek jakość nawierzchni sugeruje niezbyt ekspresową jazdę ze względu na stan zawieszenia samochodu i uzębienia i kręgosłupów pasażerów.
To nie tak, że się nie da i jest tylko źle…… ale w którymś momencie przestaje Ci się śpieszyć bo zaraz albo będziesz miał zakręt o 180 stopni albo dziurę albo „drobną” nierówność która przy nadmiernej prędkości zredukuje Ci zawieszenie o parę elementów.
Pierwsze wrażenie na drodze jest takie, że jest jeden wielki bajzel. Poobijane samochody wciskające się w wąskie uliczki, skutery zachowujące się irracjonalnie, samochody zaparkowane na drodze na awaryjnych czy autobusy mieszczące się w przestrzeni w której na oko zwykła osobówka by nie wlazła.
Ale po chwili przyglądania, widzi się, że kierowcy zamiast ślepo i bezmyślnie podążać za przepisami, po prostu używają głowy. Pomagają sobie na drodze lub też po prostu zdają się na innych. I nagle okazuje się, że przez ten okres czasu na Korfu widziałem mniej kretyńskich zachowań kierowców niż przez kolejne dwa dni w Warszawie. A jak już widziałem, okazywał się to być turysta co prawo jazdy chyba z czipsami dostał.
Tak jak już pisałem … dobrze mi tam było.
Bardziej życzliwie ( ok .. zapewne że dla Greków turysta to dochód narodowy .. ale dajcie się łudzić ), wolniej i leniwiej.
Bez codziennego zabiegania, pędu do przodu i rozglądania się co tu zaraz z boku Cię trafi.
Czas w którym mogłem również zastanowić się na spokojnie nad niektórymi aspektami swojego własnego życia, na które mogłem popatrzeć z zupełnie innej perspektywy, co chyba było mi mocno potrzebne.